Wacław Laszkiewicz we wspomnieniach
Wacław Laszkiewicz był postacią cudownie kolorową, wspaniałym trenerem, pedagogiem, działaczem sportowym, dla którego nie było rzeczy niemożliwych.
Wszyscy go uwielbialiśmy, za poczucie humoru, za wierszyki, za uśmiech, zaangażowanie w nauczaniu młodzieży i dorosłych, za waleczny charakter, pasję, konsekwencję w dążeniu do celu, moc. Promieniowało od niego ciepło i radość z bycia z ludźmi. Pozostawił po sobie poczucie wielkiej straty, ale też mnóstwo wspomnień i miłości.
Poprosiliśmy osoby, które znały Wacława, o napisanie kilku słów wspomnień, anegdot, wierszyków, opowieści, które najlepiej oddają jego charakter i to jaką był osobą. Wspomnienia te są hołdem dla niezwykłego człowieka, którego będzie nam bardzo brakować.
Zapraszamy do lektury.
Marek Michałowski – Prezes Polskiego Związku Golfa
Wacław Laszkiewicz był wybitnym szkoleniowcem i pedagogiem, zasłużonym dla rozwoju polskiego golfa. Uhonorowany w 2018 roku złotą odznaką Ministra Sportu i Turystyki „Za Zasługi dla Sportu” i równocześnie medalem 25-lecia PZG, za całokształt pracy trenerskiej oraz wkład w rozwój golfa zawodowego. Był człowiekiem czynu – słowa przekuwał w działanie, wykazywał wielkie zaangażowanie i aktywność. Potrafił zachęcać do działania innych, miał wysokie poczucie odpowiedzialności, nie tylko za rozwój golfa juniorskiego w Polsce, ale również za rozwój systemu szkolenia oraz wychowanie kolejnych pokoleń polskich golfistów. Był dydaktykiem, cieszącym się wielkim uznaniem wśród uczniów, rodziców i innych trenerów. Był nieocenioną pomocą dla Polskiego Związku Golfa. Jak sam mówił: „Wizytówką trenera nie jest jego gra czy obecne wyniki sportowe, a osiągnięcia uczniów, których trenuje”. W ciągu ostatnich ośmiu lat jego zawodnicy z Tokar ponad trzydzieści razy stawali na podium indywidualnych mistrzostw Polski, sekcja juniorska zdobyła sześć tytułów, w tym dwa mistrzowskie, a prężnie działający klub wywalczył dwa razy wicemistrzostwo kraju. Spod jego skrzydeł wywodzą się utytułowani obecni zawodnicy, członkowie Kadry Narodowej: Maria Żrodowska, Jakub Dymecki, Filip Kowalski, Maksymilian Biały czy Krzysztof Sosnowski. Pozostawił trwały ślad w historii polskiego golfa, a pamięć o Wacławie będzie towarzyszyć w dalszej pracy Polskiego Związku Golfa.
Jarosław Sroka – Prezes PGA Polska

Wacław Laszkiewicz, Jarosław Sroka, Max Sałuda
Wacław pozostanie w naszych sercach na zawsze. Fantastyczny, rymujący, zawsze uśmiechnięty kolega, niezmordowany ambasador golfa, charyzmatyczny członek PGA Polska, a przede wszystkim cudowny nauczyciel i wychowawca kilku pułków młodych, najlepszych w kraju golfistów. To niepowetowana strata dla polskiego golfa. Dołożymy wszelkich starań, żeby pamięć o Wacku była pielęgnowana w naszym środowisku, z największym zaangażowaniem i szacunkiem.
Marysia Żrodowska – wychowanka Wacława, obecnie studentka William Woods University.

Wacław Laskiewicz, Maria Żrodowska
Kiedy poznałam Wacława byłam sceptycznie nastawiona do naszej współpracy. Oboje byliśmy uparci i często mieliśmy odmienne zdanie, co do wspólnych treningów, jednak on zawsze znalazł sposób, aby postawić na swoim. Na każdym treningu, kiedy chciałam mu coś powiedzieć, przerywał mi i mówił „smarkulo nie marudź tylko do roboty” albo „nie pyskuj, tylko graj”. Nasze treningi nigdy nie były „normalne”, zawsze sobie ”dokuczaliśmy”, przedrzeźnialiśmy się, a niekiedy nawet krzyczeliśmy na siebie, ale jak to mówił Wacław – „to wszystko z miłości”. Po wspólnych wyjazdach na turnieje i zgrupowania, Wacław stał się dla mnie jak „golfowy” tata. Rozmawialiśmy na wszystkie tematy. Często radziłam się go w trudnych sprawach, a on zawsze wiedział jak mi pomóc i co powiedzieć. Wiele osób zazdrościło mi takiej relacji z trenerem, na którym zawsze mogłam polegać.

Wacław Laskiewicz, Maria Żrodowska
Wacław był wyjątkowym człowiekiem i jestem dumna, że to właśnie on kierował moją karierą golfową. Był również znany jako autor wierszyków, na każdą golfową sytuację. Jednak mało osób może się pochwalić, że to właśnie o nich napisał wierszyk – a ja taki mam! Rodzice się śmieją, że nieźle musiałam mu zajść za skórę, skoro postanowił napisać „rymowankę” właśnie o mnie:
O większego trudno zucha,
Jak Marysia…ma „Kozucha”!
„Ja…nikogo się nie boję, Choćby „Tiger”… to ustoję!!!
Słodki uśmiech …? niewiniątka…? A Jej oczka jak u lwiątka …
Tylko patrzeć jak coś zbroi, kiedy przy niej nikt nie stoi!!!
I wszystkiego dotknąć musi… czy jest coś co Jej nie kusi???

Wacław Laszkiewicz Maria Żrodowska
Z Wacławem łączyła nas wyjątkowa więź, nigdy nie traktowałam go tylko jako trenera. Był dla mnie przyjacielem, doradcą, psychologiem oraz kimś bliskim, na kim mogłam polegać. Wielu się ze mną zgodzi, że Wacław był trenerem z powołania i był jedyny w swoim rodzaju. Mimo, że nie ma go już z nami, to chcę mu podziękować, nie tylko za to, że pomógł stać mi się lepszym sportowcem, ale za to, że nauczył mnie, jak być lepszym człowiekiem.
Krzysztof Sosnowski – wychowanek, członek Kadry Narodowej, Mistrz Polski Juniorów – Tokary Golf Club

Wacław Laszkiewicz, Krzysztof Sosnowski
Tak trudno mi powiedzieć głośno – BYŁ – Wiem, że trener pozostanie przy mnie, z tym czego mnie nauczył i kim dla mnie pozostał. Trenerem, nauczycielem, przyjacielem. Ile bym dał teraz, aby znów usłyszeć jego: „Nie podrywaj tej głowy gamoniu” . Tak było na początku, kiedy cztery lata temu rozpoczął ze mną ciężką pracę. Setki godzin treningów. Wojskowy rytm, który mnie dopingował do pracy. Wyjazdy na turnieje, rozmowy podczas podróży i długie rozmowy po rozegranych rundach. Po trzech latach mozolnej pracy, nareszcie usłyszałem: „Brawo mój zawodniku, jesteś gotowy”. Mieliśmy tyle planów na nadchodzące lata. Niestety los zadecydował inaczej.

Wacław Laszkiewicz, Krzysztof Sosnowski
Jego wierszyki, tworzone na poczekaniu, dopełniały też i moje wesołe wstawki. Bardzo je lubił, doprowadzały go do szczerego uśmiechu. W Tokarach na driving range: ”Krzysiu celuj w lampę, albo nie, bo jak prezes zobaczy to nam obydwu głowy pourywa”. Teraz gdy słyszę, jak ktoś mówi, że znał Wacława dwadzieścia lat, ktoś inny trzydzieści, to tak po prostu im zazdroszczę, że było im dane tyle lat z nim trenować, rozmawiać, śmiać się, że będą mieli tak dużo do wspominania.

Wacław Laszkiewicz, Krzysztof Sosnowski
Niesamowite jak dużo mu zawdzięczam, był dla mnie jak ojciec. Uczył mnie nie tylko gry w golfa, uczył mnie życia. Doradzał, pokazywał, uczulał jak radzić sobie ze stresem, jak postępować z ludźmi, jak przyjmować porażki, jak cieszyć się z sukcesów. Najważniejsze, nie odpuszczać. Nigdy nie zapomnę jak powiedział, że nawet jak runda nie pójdzie po Twojej myśli: „Schodź z pola z głową wysoko podniesioną”.

Wacław Laszkiewicz, Krzysztof Sosnowski
W tej chwili czuję pustkę i przeogromny smutek. Wiem, że trener by tego nie pochwalał, zawsze mi tłumaczył, że są rzeczy, na które nie mamy wpływu. Zapewne powiedziałby: „Do roboty mameluchy, nie ma mazania się, dużo pracy przed nami!” Nie było dnia, abyśmy do siebie nie dzwonili. Składałem raporty, co ćwiczę, z czym jest problem, nad czym musimy popracować. Machinalnie zerkam na telefon… Niestety milczy. W tej chwili mam w pamięci turniej, który zapewne pozostanie ze mną do końca życia.

Wacław Laszkiewicz, Krzysztof Sosnowski, Tokary GC
8 sierpnia, na moje osiemnaste urodziny, trener przyjechał do Sand Valley. Byłem na osiemnastym dołku. Z daleka zobaczyłem jego postać. Schodziłem z pola z głową wysoko podniesioną. Wygrałem. W ręku trzymał swój putter, z którym nie rozstawał się od 20 lat. Popatrzył na niego, kazał mi wyciągnąć dłonie i położył go na nich. „To jest mój prezent dla ciebie, z nim zawsze wygrasz. On doprowadzi Cię na szczyty, pamiętaj jednak, musisz być silny, bardzo silny.”
Trenerze, mój przyjacielu, zawsze będziesz w moim sercu, moją karierę i sukcesy dedykuje Tobie. Dziękuje Ci za wszystko. Bardzo Cię kocham.
Karolina Kulczykowska – asystentka trenera Laszkiewicza

Wacław Laszkiewicz, Karolina Kulczykowska

Michał Karczmarczyk – wychowanek, obecnie trener PGA Polska
Z Wacławem poznaliśmy się koło 2002 roku. Obaj byliśmy wtedy na początku naszej golfowej podróży. Niedługo potem został moim trenerem i zaczęły się pierwsze wspólne wyjazdy na turnieje z cyklu, wtedy nazywanego, Audi Pro-Am Tour. Zawsze jak go ogrywałem, nazywał mnie zasrańcem…
Nigdy nie spodziewałem się, że można się cieszyć z takiego przezwiska, ale Wacław mówił je w taki sposób, że tylko na to czekałem. Znaczyło to w końcu, że coś mi się udało. W późniejszych latach wciąż zdarzało mi się prosić go o radę, nie zawsze były to już rady techniczne, związane ze swingiem, a część z nich nie miała nic wspólnego z golfem. Stąd wzięło się moje przeświadczenie, że dobry trener, to ktoś więcej niż osoba, która wyprostuje Twojego slice’a. Wacław pomógł mi zrobić moje pierwsze kroki w zostaniu instruktorem i cieszę się, że to właśnie on był dla mnie przykładem.
Filip Naglak – trener, wykładowca i członek zarządu PGA Polska

Filip Naglak i Michał Karczmarczyk
Z Wackiem pierwszy kontakt miałem chyba w 2003 roku, podczas zebrania tworzącej się nowej PGA Polska, w Krobielowicach. Myślałem, że jest prawnikiem, gdyż wszystkie sprawy statutowe były kierowane do niego. Przez wszystkie lata naszej wspólnej pracy w zarządzie, wszelkie gorące dyskusje Wacuś ucinał jednym zdaniem: „Przeczytajcie co jest napisane w statucie”… i było po dyskusji.

Wacław Laszkiewicz
Wacek hurtowo dostarczał reprezentantów kadry. Zawsze podczas naszych trenerskich spotkań, na zgrupowaniach kadry PZG, podpytywałem go o wojskowe eskapady, chcąc wyciągnąć pikantne szczegóły jego misji. Zaprzeczał wszystkiemu, aczkolwiek dobrze mi znany „szelmowski” uśmiech i błysk w oku, dawały do zrozumienia, że czasami było zapewne zupełnie inaczej niż to relacjonował.
Adam Mitukiewicz – niegdyś członek zarządu, aktualnie trener PGA Polska.
„Golf to niekończąca się zabawa,
jednak przyszła pora na Wacława…”
Adam Mickiewicz, od którego wiele nie różnię się nazwiskiem, a imieniem wręcz wcale, napisałby o Wacku rymowanym trzynastozgłoskowcem. Ja do tego nie mam talentu, jednak krótki wierszyk Wackowi się należy.
Wacław często uczestniczył w spotkaniach zarządu PGA Polska, jako tzw. głos doradczy. W pewnej chaotycznej dyskusji, gdzie zdania były podzielone, jeden z członków zarządu powiedział „Wacku, ale przecież nie jesteśmy w wojsku”. Riposta była krótka – kilka uderzeń pięścią w stół i odpowiedź „to jest k*** wojsko!”
Kram Junior Open. Nad chaosem biura turniejowego próbuje zapanować dyrektor Maliszewska, lekko nie jest. Wchodzi Wacław, który zaczyna prawić komplementy Mali, odnośnie jej zaangażowania, mimo niewdzięcznej pracy. Ja niewiele myśląc, a jeszcze szybciej mówiąc „A właśnie Mali mówiła, że gdybyś Wacku był o jeden dzień młodszy, to kto wie, kto wie…” Wacek mruży oczy, jakby miały to być moje ostatnie słowa, po czym uśmiecha się od ucha do ucha, kręci wąsa i wychodzi z klasą.
Takich sytuacji i historii było całe mnóstwo. Każdego, kto choć raz miał przyjemność zamienić zdanie z Wacławem, spotkał ogromny zaszczyt. Większość pewnie nie zdaje sobie z tego sprawy, ale takich ludzi już praktycznie nie ma. Klasa, pasja, determinacja, uśmiech i życzliwość w takich szalonych dawkach, są niestety niespotykane w dzisiejszych czasach.
Wacław to niezwykle silny charakter. Bitwę na ziemi, niestety, przegrał. Ale jestem przekonany, że gdziekolwiek teraz jest – rozprawi się z całym złem, które Go od nas zabrało.
Wojtek Waśniewski – Dyrektor edukacji i członek zarządu PGA Polska, członek Rady Trenerów PZG, dyrektor rozwoju wiedzy Confederation of Professional Golf
Wacław Laszkiewicz, Wojtek WaśniewskiWacława miałem zaszczyt bliżej poznać stosunkowo niedawno, podczas wspólnej pracy nad kwalifikacjami trenerskimi, na początku 2019 roku. Jego zaangażowanie w szkolenie i rozwój zawodników było bardzo widoczne. Nie wszyscy jednak zdają sobie sprawę, jak dużo energii i czasu poświęcał na pracę dla golfa. Tylko przez te ostatnie trzy lata byliśmy w regularnym kontakcie i intensywnie współpracowaliśmy nad wieloma projektami, choćby właśnie tworzenia kwalifikacji i nowego systemu edukacji trenerów golfa, wsparcia pracy Zarządu PGA Polska („Z głosem doradczym…”), aktualizacji statutu i kodeksu etyki PGA Polska, współtworzeniu Rady Trenerów PZG, rozwoju Narodowego Programu Rozwoju Juniorów, opiniowania programów szkoleniowych czy współprowadzenia kursów dla asystentów instruktora golfa.

Wacław Laszkiewicz
Nie zapomnę, gdy spotkaliśmy się w Warszawie, na spotkaniu w sprawie kwalifikacji. W ciągu dnia nie zdążyliśmy jednak omówić jakiejś kwestii, związanej z Radą Trenerów. I choć już miałem jechać na pociąg do Szczecina, Wacław pokręcił swoim wąsem i powiedział: „Musimy to dzisiaj załatwić… Odwiozę cię samochodem do Szczecina. Bez dyskusji!”. I tak też się stało, choć Szczecin zdecydowanie nie jest na trasie z Warszawy do Cetniewa, gdzie wówczas jechał Wacław, na zgrupowanie kadry wojewódzkiej, dyskusji nie było i opracowaliśmy dokument w aucie. Na szczęście udało się go dokończyć przed Poznaniem, gdzie Wacław mnie wysadził, ale był w pełni gotowy zamienić 5-godzinną trasę na 10-godzinną, byle zrobić dobrą robotę…
Dla mnie osobiście Wacław był niesamowitym wsparciem, mentorem i kolegą, z jednej strony korzystającym ze swojego potężnego doświadczenia, jednocześnie będąc w pełni ceniącym i otwartym na nowe pomysły i zdrową dyskusję. Lubił mówić: „Nie upieram się, rozmawiamy!”. Szczęśliwie część ze wspólnych zadań realizowana była w ramach wyjazdów, w trakcie których mogłem zanurzyć się we wspaniałych opowieściach i anegdotach z bogatego życiorysu Wacława, od młodości w Opolu, przez kariery wojskowe i sportowe, aż po historie golfowe.
O swoich golfowych wychowankach, najlepszych zawodnikach w kraju, opowiadał jak o własnych dzieciach, przeżywając ich sukcesy i porażki, nie tylko te sportowe, ale i osobiste. Równie szczęśliwie Wacław z chęcią dzielił się swoim potężnym doświadczeniem organizacyjnym i sportowym, ze studentami Akademii PGA Polska, prowadząc zajęcia z zakresu zarządzania w sporcie, organizacji wydarzeń, organizacji szkolenia i nauczania golfa. Były one bardzo dobrze oceniane i wyraźnie wpłynęły na profesjonalizację kadry szkoleniowej, pracującej w golfie.
Pożegnaliśmy mentora, którego zaangażowanie i niewątpliwy autorytet miał nieoceniony i niezastępowalny wpływ na polski golf amatorski i zawodowy. Pozostaje nam pielęgnować pamięć Wacława i inspirować się jego zaangażowaniem i włożonym sercem, we wszystko co robił.
„Do roboty! Działamy!!!”
Filip Kowalski – wychowanek
Wacław towarzyszył mi od pierwszego dnia na polu golfowym. Pamiętam moje pierwsze z nim spotkanie, jego zapał i radość, którą sprawiało mu nauczanie gry w golfa. Przez 15 lat naszej znajomości nic w tej kwestii się nie zmieniło. Każdy dzień w Tokarach był dla niego “misją” zarażania golfem kolejnych osób. Z jednej strony uśmiech i ciepło, które od niego biło, a z drugiej elementy “wojskowego” wychowania, które uwielbiał wprowadzać do szkolenia. Był dla mnie nie tylko trenerem ale też mentorem i po prostu przyjacielem.
W mój rozwój włożył całe swoje serce, czas i energię i nie jestem w stanie opisać słowami, jak wdzięczny za to jestem. Nigdy nie ukrywał swojego zamiłowania do poprzednich sportów, które uprawiał. Dzielił się z nami tymi pasjami. Zabierał nas na strzelnicę oraz na obozy sportowe do Cetniewa. Bardzo miło wspominam te wyjazdy.
Pamiętam, jak siedem lat temu trenowałem z Wacławem na putting greenie w Tokarach. Było to kilka dni przed ważnym turniejem i moje puttowanie było wtedy na kompletnym dnie. Próbowaliśmy coś wymyślić, ale godziny spędzone na treningu nie przynosiły żadnych efektów. Po kolejnym nietrafionym przeze mnie puttcie, Wacław poszedł do swojej torby golfowej i wyciągnął puttera. Powiedział, że na moje ówczesne puttowanie jedynym lekarstwem będzie magia. Wręczył mi swojego puttera i powiedział, że jest “zaczarowany”. Oczywiście, każdy golfista wie, że używanie kija innej osoby, natychmiast rozwiązuje wszystkie problemy techniczne i poprawia skuteczność przynajmniej dziesięciokrotnie. Tak też było w tej sytuacji, a zaczarowany kij, który od niego dostałem, używam do dzisiaj i będę używał dopóki nie dołączę do niego w golfowym niebie.
Kuba Dymecki – wychowanek, student William Woods University
Wacław był bardzo dobrym człowiekiem. Jak prosto to nie brzmi, było bardzo dużo elementów, które składały się na to, żeby tak o nim powiedzieć. Był niezwykle pomocny i nie było takiej sytuacji, z którą miałem problem, a on by mi w niej nie pomógł. Zawsze pozytywny, patrzył na świat z perspektywy, że przecież zawsze jest wyjście, z każdej, nawet najtrudniejszej, sytuacji.
Poznaliśmy się 14 lat temu, na symulatorach w Tokarach, kiedy miałem osiem lat. Od tego czasu Wacław był ważną osobą w moim golfowym rozwoju. Myślę, że jeszcze ważniejsze było to, ile mnie nauczył o życiu poza golfem. Wszystkie wspólne wyjazdy były nie tylko dobre pod względem golfowym, ale także ważne w aspektach życiowych. Każda wspólna lekcja miała wpływ na to, jak teraz postrzegam golfa. Zawsze był bardzo kontaktowy, żartował sobie z nami i nie było takiej rzeczy, o której nie mogliśmy z nim pogadać.
Często mawiał: „do roboty szczyle!”
Był świetnym organizatorem i nieustannie szukał sponsorów dla naszej tokarskiej grupy juniorów. Byliśmy na kilku wyjazdach golfowych na Wyspach Kanaryjskich i to mocno pogłębiało nasz kontakt. Zawsze miał milion nowych pomysłów na golfa. Był bardzo wspierający i życzliwy, o każdej osobie wypowiadał się pozytywnie i w każdym znajdował coś pozytywnego. Był niezwykłym człowiekiem.
Dorota Dymecka – wychowanka, ciocia Kuby.
Moja przygoda z golfem zaczęła się w 2014 roku, kiedy to, po przeprowadzce z Warszawy do Gdańska, bardzo często spacerowałam po polu w Tokarach obserwując grającą rodzinkę, Kubę z rodzicami – Anią i Darkiem, moim bratem. Majowe Ogólnopolskie Dni Golfa, prowadzone w naszym klubie przez Wacława Laszkiewicza nie mogły więc skończyć się inaczej, jak kursem na zieloną kartę.
Potem oczywiście była zima i zajęcia z Trenerem na symulatorze. I tu przestało być już tak pięknie… Ponieważ nigdy nie uprawiałam żadnych sportów, więc z trafieniem w piłkę też miałam spory problem. Kolejne uwagi Wacka, a ja dalej to samo i tak bez końca.
– Ja zniechęcona – Wacław cierpliwy.
– Ja coraz bardziej zirytowana – Wacław dalej cierpliwy, szuka sposobu, jak do mnie dotrzeć.
W końcu zauważyłam z trudem ukrywaną na Jego twarzy irytację, na co prawie popłakałam się z wściekłości.
Ja: „Trenerze, nie dam rady, u mnie w rodzinie wszystkie geny sportowe trafiły do brata Darka, a ja się kompletnie do tego, jak widać, nie nadaję.
Wacek: „Nadajesz się, słuchaj i rób co mówię”.
Ja: „Ale to nie ma sensu, będę tym wyjątkiem, którego nie da się nauczyć. Szkoda Trenera czasu i zdrowia! Nie ma opcji, żebym się tego nauczyła”! Wacław zamilkł, popatrzył na mnie i podniesionym głosem powiedział: „Co? Ja Cię nie nauczę? Jak niewidomych nauczyłem to z tobą też sobie poradzę! Do roboty”! Ja, oczywiście w myślach: „No dobra, skoro tak, to ucz”! Jak powiedział, tak zrobił – w końcu nauczył. Przede wszystkim wiary, że się uda. Nie chodziło przecież o jakieś spektakularne efekty, ani wyniki sportowe, ale o radość czerpaną z golfa.
Wacław jako trener był jedyny w swoim rodzaju. Potrafił doskonale dobrać metody do poziomu oraz wieku uczniów. Widziałam nie raz, jak trenuje swoich juniorów i nie rozumiałam z tego praktycznie ani słowa, ale na zajęciach z golfistami bardziej „rekreacyjnymi” było zupełnie inaczej. Do nas nie przemówiłyby przecież wskazówki o procentach nacisku na stronę ciała podczas transferu, czy jakoś tak, ale bez problemu rozumieliśmy uwagi typu „koś trawę”, „zbieraj rosę”, „wylewaj wodę z wiadra” czy „bujaj dziecko na huśtawce”. Każdy, wypuszczony spod Wackowych skrzydeł golfista, zawsze mógł liczyć na dodatkowe wskazówki. Często na drivingu, kiedy Wacław w oddali trenował grupę, jednocześnie kątem oka obserwował strzelnicę i z daleka krzyczał np. „Dorota, trzymaj głowę, gdzie się gapisz?!”
Oczywiście inaczej wyglądały profesjonalne treningi z juniorami. Nawet zimą im nie odpuszczał, organizując wyścigi po naszym górzystym, zaśnieżonym polu. Oczywiście konkursy organizowane juniorom, w tym nie tylko golfowe – trafianie w lampę na drivingu, musiały być nagradzane – często paczką ulubionych piłek.
Bardzo zależało mu na młodzieży i bardzo był zadowolony, kiedy w 2016 roku udało mu się uzyskać dofinansowanie wyjazdów sekcji juniorskiej z Pomorskiej Federacji Sportu. Nie mogłam odmówić mu pomocy, kiedy słyszałam błagalne: „Pomóż mi proszę, jak ja nienawidzę tych tabelek, nie rozumiem ich, nie mogę na nie patrzeć”! Ten rok współpracy pokazał mi, jak wiele drzwi w Trójmieście otwiera się na hasło Wacław Laszkiewicz, jak bardzo był cenionym działaczem sportowym, ale przede wszystkim, szanowanym i lubianym człowiekiem. Oczywiście to dofinansowanie było bardzo symboliczne, więc Wacław starał się pozyskać sponsorów, a nawet zmienił auto na większe, aby móc odciążyć rodziców i osobiście wozić juniorów, przynajmniej na niektóre zawody. Czasami nie mógł być obecny, ale zawsze był w kontakcie z zawodnikami, przed czy po rundach, a w ich trakcie, z rodzicami zawodników, dopytując o przebieg gry, dopingując, zagrzewając do walki i oczywiście gratulując osiągnięć.
Często uczestnikami słynnych wyjazdów szkoleniowych, organizowanych przez Wacława, były osoby spoza Tokar, czy nawet Pomorza. Okazało się bowiem, że nie wszyscy trenerzy mają czas na treningi podczas takich wyjazdów. Wyjazdy z Wackiem to nie były tylko wyznaczone godziny na trening każdego dnia. To też jego gotowość w prywatnym czasie: „Słuchajcie – od tej do tej jestem na putting greenie i kto chętny – zapraszam”. Układał flighty tak, aby każdego dnia iść z inną grupą. Podczas gry filmował nas, a wieczorem siadał z każdym nagranym tego dnia delikwentem i analizował na tablecie każdy aspekt gry. Wieczorem oczywiście był duszą towarzystwa i wspaniale potrafił zintegrować grupę, często obcych osób.
Mamy w Tokarach trzy imienne miejsca parkingowe. Dwa są rotacyjne: Kapitan Klubu i Mistrz Klubu, ale jedna tabliczka, trochę już bledsza od pozostałych, jest tam odkąd pamiętam: Trener Wacław Laszkiewicz. Patrząc na to puste miejsce będę sobie wyobrażać, że Wacek jest, tylko po prostu wyjechał z juniorami na zawody…
Tomek Gajewski – wieloletni członek reprezentacji Polski. Wicemistrz Polski juniorów – 2010. Mistrz Polski 19-34 – 2012. Mistrz Longest Drive ze Służewca. Oczko w głowie Trenera Laszkiewicza
Jak to się wszystko zaczęło? Jak poznałem Wacława? Nie miałem na to większego wpływu, ponieważ to mój ojciec, zarażony golfem przez przyjaciół z Belgii, zabrał mnie, 13 – letniego chłopca, na pole do Tokar, nieopodal Gdańska. Tata, zainteresowany nauczeniem syna kolejnego sportu, wysłał mnie do lokalnego trenera, dobrze znanego z perfekcyjnego podejścia do początkujących graczy, głodnych wiedzy i nie bojących się wyzwań i wojskowej musztry. Wtedy po raz pierwszy się spotkaliśmy. Trafiłem pod skrzydła konkretnego, zawsze uśmiechniętego i bardzo wymagającego trenera.
Niezbyt wyraźnie pamiętam swoje początki, jednak pamiętam to, że bez niego to wszystko by się nie udało. Jego zamiłowanie do dyscypliny spodobało się mojemu ojcu, ponieważ w takiej właśnie dyscyplinie mnie wychowywał. Bardzo szybko znajomość ta przerodziła się w bezwarunkową przyjaźń i opiekę nade mną. Spędzaliśmy ze sobą więcej czasu niż, co jest bardzo wysoce prawdopodobne, ze swoimi rodzinami. Codzienne treningi w sezonie, wyjazdy, turnieje. Nie boję się przyznać, że była to duża część mojego wychowania. Poza sezonem treningi siłowe, strzelnica, psycholog sportowy. Byłem prawdopodobnie pierwszą osobą, korzystającą z takiego treningu, wśród swoich znajomych, współgraczy i rywali. Wszystko dzięki niepohamowanemu uporowi, oczywiście w najlepszym tego słowa znaczeniu, mojego wspaniałego Trenera. W niecałe dwa lata od pierwszego machnięcia kijem golfowym, doprowadził mnie do Kadry Polski i wychował na, choć nie mnie to oceniać, porządnego człowieka. Wszyscy nazywali mnie jego oczkiem w głowie. Pierwszym, ale oczywiście nie ostatnim. Po moim odejściu od codziennych treningów w klubie w Tokarach i rozpoczęciu treningów z zagranicznymi trenerami, byli kolejni. Można mówić, że wszyscy bardzo utalentowani, ale czy to przypadek, że spod ręki tego samego Trenera? Nie sądzę. Byliśmy jak golfowe siły specjalne pod nowym kolorem „beretów”. Wszyscy wdzięczni Wackowi za wychowanie i miłość do sportu. Każdy z nas był swego czasu mistrzem. Bo takiego Mistrza mieliśmy za wzór…
Max Biały – wychowanek
Trener był wspaniałym człowiekiem. Zawsze można było na niego liczyć. Jego zaangażowanie spowodowało rozwój wielu golfistów i całego klubu Tokary. Na pewno będzie nam brakować jego osoby na polach golfowych w całej Polsce.
Maksym Powszuk – wychowanek, mały Predator polskiego golfa

Maksym Powszuk. Fot: Marek Darnikowski. Przesiep Open by mitukiewicz.pl
Trener Wacław był moim pierwszym trenerem, z którym zacząłem swoją golfową przygodę. Miałem wtedy 5 lat. Był nie tylko moim trenerem, ale też osobą, na którą mogłem zawsze liczyć, nawet poza polem. Potrafił mnie wesprzeć w trudnych chwilach i zmotywować do gry. Czasami zdarzało się tak, że mama dzwoniła do trenera kiedy rozrabiałem za bardzo w domu. Rozmowa z nim zawsze działała.
Gdy odbywały się turnieje w Sobieniach drużyna z Tokar oraz trener rezerwowali nocleg w tym samym miejscu, w którym mieszkałem ja i moi rodzice. Bardzo miło wspominam ten czas, gdyż spotykaliśmy się wszyscy wspólnie na wieczornych kolacjach i rozmawialiśmy o golfie i nie tylko. Najśmieszniej trener zwracał się do mojej młodszej siostry Olivki, „Ty kozo „ albo „Smarkulo”. Będzie nam go bardzo brakować. Turnieje w Polsce bez trenera Wacława, który zawsze był obecny i obserwował nas, grających na polu, już nie będą takie same. Dziękuję trenerze, że jako pierwszy we mnie uwierzyłeś i rozpaliłeś moją pasję do golfa.
Ryszard Kozieras – trener PGA Polska, autor pierwszej w Polsce pracy magisterskiej o tematyce golfowej.
Wacława znałem niestety o wiele za mało. Podziwiałem go za pracę z juniorami. Początkowo myślałem, że to kwestia szczęścia. Kiedy jednym z najlepszych polskich juniorów był Michał Karczmarczyk, Wacław był znany jako jego trener. Pomyślałem, poszczęściło się trenerowi, trafił mu się taki utalentowany junior. Zobaczymy co będzie, jak Michał dorośnie, pewnie sława Wacława przeminie.
Jak bardzo się myliłem… Michał dorósł, ale potem pojawił się Kuba, Marysia, Filip… cała armia świetnie grających dzieciaków. To już nie mogło być szczęście. Wacław znał swoją robotę jak mało kto. Był naprawdę wybitnym specjalistą w nauczaniu gry w golfa. Gdybym miał wybrać trenera dla własnych dzieci, byłby to Wacław.
Myślę, że był jednym z najlepszych trenerów jacy kiedykolwiek się w Polsce pojawili. Wielka szkoda, że nie zdążyłem spędzić z nim więcej czasu. Pamiętam, jak na turniej do Wrocławia przyjechał Mustangiem cabrio. Rozmawialiśmy na parkingu po rundzie, a on wsiadając do swojego rumaka, rzucił nam na pożegnanie: „Chłopaki, spełniajcie swoje marzenia”.
Beata Nicgorska – golfistka, fanka
Pewnego weekendu znajomi z Torunia zaproponowali nam rundkę na Tokarach. Nigdy tam nie grałam, ale weekend zapowiadał się pogodnie, więc skorzystaliśmy z zaproszenia. Na driving range zawsze coś tam wychodzi, a na polu jak w życiu – różnie. Pamiętam pierwszy dołek, pomyślałam o zagraniu życia, zamiast tego piłka wylądowała w krzakach. Z wściekłości krzyknęłam: „Tragedia”. Obok przechodził ktoś z grupą młodych golfistów. Podszedł do mnie z lekkim uśmiechem na twarzy i powiedział „ Tragedia byłaby, gdybyś teraz siedziała w domu, przed telewizorem. Graj dobrze, miłej rundy.”
I odszedł z golfistami w stronę domku klubowego. Tamte słowa pamiętam do dziś i czasem je powtarzam, jak mantrę, kiedy u innych usłyszę okrzyk rozczarowania na polu. To była chwila, kilka sekund, a w pamięci została na zawsze. Ogarnia mnie smutek, kiedy uświadomię sobie, że nie mogę mu powiedzieć o tym, że miał wtedy świętą rację.
Wielkie podziękowania dla wszystkich, którzy napisali swoje wspomnienia i przesłali pamiątkowe zdjęcia.
Dziękujemy za zdjęcia również: Bożenie Sosnowskiej i Adriannie Miotk.
Pomocna dłoń: Angie Eratowska
Pomysł i realizacja: Kasia Nieciak