Adam Scott, Genesis Invitational at The Riviera Country Club, 16 February 2020. EPA/DAVID SWANSON Dostawca: PAP/EPA.

Na fali 🏄‍♂️

Czy końcówka turnieju golfowego może być bardziej emocjonująca? Może, ale wtedy poprzeczka ustawiona została bardzo wysoko. Wydarzenia toczące się na finałowych dołkach tamtego Masters były widowiskiem dramatycznym, poetyckim i zaskakującym. 

Adam

Adam Derek Scott urodził się 16 lutego 1980 roku w Adelajdzie, w Południowej Australii. Już w wieku czterech lat, zachęcany przez zakochanych w golfie  rodziców, sam zaczął stawiać pierwsze kroki na tym polu. Po kilku latach cała rodzina przeniosła się z południowego na wschodnie wybrzeże, do stanu Queensland. Najpierw do metropolii Sunschine Coast, by po kolejnych kilku latach osiąść w szóstym co do wielkości mieście Australii – Gold Coast, słynącym z fantastycznych plaż i fal, przyciągających surferów z całego świata. Ojciec Adama – Phil był członkiem Australian PGA i pierwszym dyrektorem pola Twin Waters, zaprojektowanego przez legendarnego Petera Thomsona. Phil specjalizował się też w projektowaniu kijów, a później również pól golfowych. Przede wszystkim jednak był pierwszym trenerem małego Adasia. Po kilku latach ambitny tata postanowił bardziej poważnie zająć się treningiem syna: „Starałem się, żeby było to możliwie proste i naturalne. Jako profesjonalista doskonale rozumiałem potrzebę solidnych podstaw, ale starałem się nie zaprzątać myśli syna zbyt wieloma wskazówkami technicznymi.” Efekty tej współpracy zaczęły być widoczne dość szybko i już w wieku trzynastu lat nieprzeciętnie zdolny syn po raz pierwszy pokonał równie uzdolnionego tatę trenera. Mały Adam  wykazywał nie tylko zdolności golfowe. Jak wspomina Scott senior: „W czasach szkoły podstawowej był tak samo dobry w krykieta, tenisa czy futbol. Czegokolwiek nie spróbował, był w tym świetny.” Od czasu przeprowadzki do mekki surferów – Queensland, trwa też inna odwzajemniona miłość Adama. On po prostu uwielbia fale i ślizganie się po nich: „Dla mnie golf jest jak surfing, zmagasz się z sobą i otacząjącą naturą. Kiedy w końcu uda się złapać wielką falę, przeżywasz wspaniałe chwile.”

 

 

Pierwsze zwycięstwa

Naukę w szkole średniej rozpoczął w Southport School, gdzie spędził pierwsze dwa lata, stając się wiele lat później inspiracją do stworzenia tam odrębnej szkoły golfowej. Potem przeniósł się do Kooralbyn International School, znanej z renomowanego programu golfowego. Peter Claughton tak wspomina swojego ucznia: „Wiedział wszystko o polach na świecie, wielkich graczach, zawodowcach grających w turniejach i poczynaniach innych amatorów. Dokładnie planował swoje treningi. Nie był dzieciakiem, który po prostu wybija piłki. Zawsze miał plan i pracował nad czymś konkretnym.” W tym czasie był członkiem Australijskiej Drużyny Narodowej. Jego największym zwycięstwem w karierze amatorskiej był dwukrotnie zdobyty Australian Boys Amateur, w latach 1997 i 1998. Po ukończeniu szkoły średniej wyjechał do USA, gdzie rozpoczął naukę na Uniwersytecie Nevada, w Las Vegas. W 2000 roku przeszedł na zawodowstwo, a rok później po Alfred Dunhill Championship rozgrywanym w  Johannesburgu, był już posiadaczem pierwszego profesjonalnego trofeum. W sumie zwyciężył w 31 zawodowych turniejach, dzieląc wygrane głównie pomiędzy PGA Tour i European Tour. Począwszy od 2003 roku wystąpił we wszystkich dziewięciu z rzędu rozgrywkach Presidents Cup, co jest rekordem w stawce graczy międzynarodowych. Długo jego największą zdobyczą było zwycięstwo w The Players, w 2004 roku. Dziewięć lat później zdobył trofeum, które przyćmiło wszystko. Zanim do tego doszło, musiał wymazać z pamięci najgorsze cztery dołki w swoim życiu.

 

 

Wielkie trio

Być może nic w jego życiu nie byłoby takie samo, gdyby pewnego razu nie spotkał na swojej drodze Butcha Harmona. Jeszcze kiedy studiował w Las Vegas, jego tata zrozumiał konieczność przekazania syna pod opiekę nowego trenera: „Podczas Amatorskich Mistrzostw USA w Pebble Beach w 1999 roku zrozumiałem, że nadszedł odpowiedni czas, żeby wycofać się z trenowania Adama. Tydzień później mój przyjaciel umówił nas na spotkanie z Butchem Harmonem, wówczas trenerem Tigera Woodsa. Na spotkaniu Butch poprosił Adama, żeby ten uderzył kilka piłek. Po chwili obserwacji rzekł lakonicznie: „I like it”. Rozpoczął się bardzo owocny trening, tak opisywany przez ojca: „Myślę, że Buch wziął na swój warsztat całkiem zwyczajnego golfistę z college’u i stworzył z niego zwycięzcę Players Championship.”

Dla Scotta współpraca z Harmonem oznaczała nie tylko opiekę wówczas najlepszego, a już na pewno najsłynniejszego, trenera na świecie. Oznaczała ona również możliwość wspólnych treningów z jego sławnym podopiecznym – Tygrysem. Jak wspomina Adam: „Trzymaliśmy się razem. Na zakończenie treningów urządzaliśmy sobie konkursy puttowania i chippowania”. To, że obaj mieli wspólnego trenera, było wyraźnie widoczne. Zwłaszcza, jeśli oglądniemy filmy z tamtych czasów. Dostrzeżemy wówczas uderzające  podobieństwo zamachu Scotta i Woodsa.

W dawnych czasach byli przyjaciółmi. Później różnie to bywało, zwłaszcza, kiedy po osobistych perturbacjach Tigera, jego wieloletni caddy Steve Williams, w wyniku całego łańcucha zdarzeń, został caddym Adama Scotta. To jednak już zupełnie inna historia.

 

 

The Open

Podczas US Masters w 1996 roku, 15-letni Adam płakał przed telewizorem. Wszystko dlatego, że Greg Norman, jego idol i najsłynniejszy australijski golfista, roztrwonił w niedzielę sześciopunktową przewagę. Po zagraniu rundy 78, przegrał pięcioma uderzeniami z Nickiem Faldo. Szesnaście lat później, podczas finałowej rundy 141 The Open w Royal Lytham, Scott doświadczył bardzo podobnych emocji z tą różnicą, że tym razem to on był głównym bohaterem, w równie widowiskowy sposób trwoniącym wielką szansę. Stojąc na osiemnastym greenie, potrząsnął tylko głową i cicho szepnął do siebie: „Wow”. W rolę kata wcielił się wówczas 42-letni Ernie Els, który tracąc po pierwszej dziewiątce sześć uderzeń do Scotta, zagrał ostatnie dziewięć dołków cztery uderzenia poniżej par. Kiedy Adam trafił birdie na czternastce, był czterema uderzeniami przed Elsem i bardzo wieloma nad całą resztą. Zwycięstwo wydawało się pewne. On tymczasem zagrał cztery kolejne bogeye, na czterech ostatnich dołkach, pieczętując jednopunktową przegraną oraz zmarnowaną szansę na wygranie pierwszego turnieju wielkoszlemowego. Tak próbował wytłumaczyć to później: „W żaden sposób nie potrafię usprawiedliwić tego co dzisiaj zrobiłem. Zdaję sobie sprawę, że to ja sam wypuściłem z rąk idealną okazję.”

 

 

Masters

Skoro największa przegrana była tam spektakularna – największy triumf musiał być widowiskowy. Trafiając na drugim dołku dogrywki ponad 4-metrowego putta na birdie, Adam Scott został pierwszym w historii Australijczykiem, który zwyciężył w Auguście. Kiedy kilkadziesiąt minut wcześniej trafił inny długi putt na osiemnastym dołku rundy zasadniczej, wysunął się na jednopunktowe prowadzenie przed Argentyńczyka Angela Cabrerę. Wydawało się wtedy, że jego desperackie próby zdobycia pierwszego Szlema wreszcie zakończyły się powodzeniem. Tymczasem, obserwujący z ostatniego tee całą sytuację Cabrera, już wiedział co musi zrobić. Żeby myśleć o założeniu po raz drugi Zielonej Marynarki, też potrzebował trzech uderzeń na tym diabelsko trudnym par 4. Idealny drive i wspaniały strzał na green na niecały metr od flagi pozwoliły zrealizować ten plan w stu procentach i doprowadzić do dogrywki.
Chwilę później obaj rywale powrócili na start osiemnastki i obaj zagrali drugie uderzenia zbyt krótko, lądując tuż przed greenem. Jako pierwszy swojego chippa zagrał Cabrera, a jego piłka otarła się o dołek, o mały włos do niego nie wpadając. Scott odpowiedział solidnym zagraniem pod flagę i pewnym puttem na remis. Resztę już znamy. Co ciekawe, oprócz 32-letniego Scotta swoją szansę na wygraną miało wtedy też dwóch innych Australijczyków. Marc Leishman zakończył swoje zmagania na czwartej pozycji. Jason Day, który dwa lata temu również otarł się o sukces, tym razem spadł na pozycję trzecią mimo, że  jeszcze trzy dołki przed końcem był liderem.

 

 

Greg

Świeżo upieczony posiadacz powszechnie pożądanej Zielonej Marynarki swoje zwycięstwo zadedykował ikonie australijskiego i światowego  golfa, idolowi z lat młodości i bliskiemu przyjacielowi – Gregowi Normanowi, który w Masters zajmował drugą pozycję trzykrotnie, w latach 1986, 87 i 96. Scott znał dobrze to uczucie, ponieważ był już drugi dwa lata wcześniej. Norman nigdy tam nie wygrał, a Scott odczarował klątwę. Po wszystkim tak mówił o swoim idolu: „ Jeden człowiek zainspirował całą nację golfistów. Zawsze był dla mnie wspaniały i część tego zwycięstwa zdecydowanie należy do niego. Rozmowa telefoniczna nie wystarczy. Koniecznie musimy umówić się na piwo i wszystko dokładnie omówić”. Sam Norman był tak zdenerwowany w trakcie oglądania rundy finałowej, że kiedy rozpoczęła się druga dziewiątka, nie wytrzymał i poszedł poćwiczyć na siłowni. Po wszystkim był w ekstazie, gdy okazało się, że jednak mylili się ci, którzy twierdzili, że Scott nie jest wystarczająco twardy, żeby wygrywać turnieje wielkoszlemowe i że nigdy już nie pozbiera się po katastrofie z Royal Lytham. Swoją wiarę w młodszego kolegę  podkreślił słowami: „Myślę , że on wygra więcej Majorów niż którykolwiek Australijczyk. Zawsze bardzo w niego wierzyłem i teraz jestem z niego bardzo dumny.” Nikogo nie trzeba przekonywać że Greg Norman jest specjalistą w wygrywaniu i jeszcze większym w przegrywaniu turniejów Wielkiego Szlema. Dwa tytuły i osiem drugich miejsc, w tym czterokrotny udział w dogrywkach, mówią same za siebie.

 

 

Czarne chmury

Pionierem na tym polu był Keegan Bradley, który w 2011 roku, podczas PGA Championship, jako pierwszy gracz w historii zwyciężył w turnieju wielkoszlemowym, używając długiego puttera, który opierał dodatkowo w okolicy mostka. To zdecydowanie ośmieliło innych posiadaczy tego typu „wynalazków”. Dość powiedzieć, że w ostatnich sześciu Szlemach do Masters 2013 odnosili oni sukces aż czterokrotnie, z Adamem Scottem na czele, ostatnim zwycięzcą Masters, którego putter był jeszcze dłuższy i opierał się o brodę. Cała sytuacja z czasem przestała podobać się decydentom z Royal & Ancient Golf Club i U.S. Golf Association, którzy stwierdzili, że stwarzanie dla puttera dodatkowego punktu podparcia przeczy ogólnym zasadom swingu golfowego. Kreuje  dodatkową przewagę jego użytkownikom i w związku z tym będzie nielegalne od 2016 roku. Adam jednak przystosował się do tych zmian zaskakująco dobrze, zwyciężając już w lutym 2016 roku w swoim dwunastym turnieju PGA TOUR – The Honda Classic, a tydzień później w swoim drugim turnieju World Golf Championships, WGC-Cadillac Championship. Potem, po niemalże czterech latach posuchy znów wygrał w turnieju PGA TOUR, gdzie w rolę gospodarza wcielił się jego kolega i rywal sprzed lat – Tiger Woods.

Genesis Invitational

W grudniu 2019 roku zwyciężał po raz drugi w swoich narodowych mistrzostwach, w Australian PGA Championship, zdobywając jedenaste trofeum European Tour, dokładnie po trzech latach, dziewięciu miesiącach i szesnastu dniach od ostatniej wygranej, podczas WCG Cadillac Classic, w Miami. Zwycięstwo u podnóża wzgórz Hollywood, w Riviera Country Club, wydarzyło się w bardzo doborowym gronie, składającym się aż z dziewięciu graczy z najlepszej dziesiątki rankingu światowego. Oprócz pokaźnej wygranej były najlepszy golfista świata zagwarantował sobie również trzy lata występów w Ameryce oraz siódmą pozycję w rankingu OWGR, znajdując się w najlepszej dziesiątce po raz pierwszy od czerwca 2017 roku: „Mam nadzieję, że to jest pierwszy krok do roku z kilkoma zwycięstwami.” Warto wspomnieć, że Adam Scott zwyciężał już wcześniej w Riviera Country Club. PGA TOUR nie uznało jednak oficjalnie tamtej wygranej, ze względu na skrócenie w 2005 roku turnieju do 36 dołków z powodu ulewnych opadów deszczu. Tym razem pogoda była wręcz idealna i wszystko przebiegło w stosunkowo mało dramatycznych okolicznościach. Przystępując do rundy finałowej Scott dzielił się pozycją lidera z Mattem Kucharem i powracającym na pozycję lidera światowego golfa – Rorym McIlroyem. Stabilna runda 70 dała mu dwupunktową wygraną. Drugą pozycją podzielili się Sung Kang, Scott Brown i Matt Kuchar. Rors spadł na dzieloną piątą pozycję, grzebiąc swoje szanse siedmioma uderzeniami na piątym dołku. Udanego startu nie zaliczył Tiger Woods. Gospodarz turnieju, który po niedzielnej rundzie 76 spadł na ostatnią pozycję, spośród graczy, którzy przeszli przez cut, narzekał na nie do końca idealnie funkcjonujące plecy, rezygnując również z występu w Meksyku.

Adam Scott zawsze chciał podążać śladami Grega Normana. Jego czternasta wygrana PGA Tour, wywalczona podczas Genesis Invitational, przybliżyła go nieco do rekordu swojego idola, który wygrywał w najlepszej golfowej lidze świata dwudziestokrotnie, najwięcej spośród wszystkich Australijczyków. „Greg był moim idolem kiedy dorastałem, a jego lista osiągnięć była tak długa, że będzie wspaniale jeśli uda się do niej chociażby zbliżyć.”

 

 

Transmisje The Genesis Invitational w Golf Channel Polska 

Czwartek i piątek: od 20.00

Sobota i niedziela: od 21.00

Podsumowanie ubiegłorocznej edycji turnieju: w środę o 21.00 i czwartek o 19.00

Komentuje: Jacek Person.

 

Napisała: Kasia Nieciak

 

* Artykuł opublikowany po raz pierwszy w magazynie Golf&Roll. Uaktualniony i za zgodą redakcji trafił na naszą stronę.

Golfowe Newsy
Partnerzy oficjalni