John Daly, Thailand Golf Championship, Amata Spring Country Club, EPA/RUNGROJ YONGRIT Dostawca: PAP/EPA.

Nadciąga „Little John”!

Pewnie nie ma na świecie golfisty, który nie wiedziałby kim jest John Daly. Po raz pierwszy świat usłyszał o nim w sierpniu 1991 roku, podczas PGA Championship. Jako dziewiąty i ostatni gracz z listy rezerwowej, w ostatniej chwili zajął miejsce Nick’a Price’a w ostatnim turnieju wielkoszlemowym roku. Był wtedy nikomu nieznanym dwudziestopięciolatkiem, który ledwo zdążył na start pierwszej rundy turnieju, który wywrócił jego życie do góry nogami. 

Bez rundy treningowej, po  całonocnej podróży do Indiany, zagrał na widzianym po raz pierwszy w życiu polu Crooked Stick drugi rezultat dnia – 69. W piątek poprawił ten wynik o 2 strzały, obejmując prowadzenie, którego nie oddał już do samego końca!

John Daly z dnia na dzień został nowym superbohaterem, uwielbianym przez miliony kibiców na całym świecie! Na bezgraniczną wręcz miłość fanów wpływ miało kilka aspektów. Daly był wtedy człowiekiem znikąd, który w niesamowitym stylu zwyciężył w turnieju wielkoszlemowym. Wszyscy uwielbiamy takie historie!

Jeszcze ważniejszy był styl tego zwycięstwa. „Long John” grał porywająco! Dysponował absolutnie unikalnym w tamtych czasach, kosmicznie dalekim drivem, który zresztą pozwolił mu na osiem kolejnych wygranych w statystykach długości pierwszego uderzenia! Jego swing, a raczej overswing, niemalże osmalający cholewki butów, rozpoznać można było z kilometra. Poza tym grał niewiarygodnie szybko, nie kalkulował, brzydził się kompromisem i zawsze atakował! Jego filozofia gry zawarta była w słynnej dewizie: „GRIP IT AND RIP IT”!

Bardzo szybko dał się poznać również jako „Wild Thing” ze względu na często nieobliczalne zachowania na polu i poza nim. Szeroko komentowane były jego potężne problemy alkoholowe, odwieczna walka z nadwagą, czasowe zawieszenie przez PGA TOUR, liczne małżeństwa i uzależnienie od hazardu, które jak sam przyznał kosztowało go jakieś 60 milionów dolarów!

Mimo to wygrał w 18 turniejach, z czego dwa to turnieje wielkoszlemowe: wspomniany PGA Champioship oraz The Open z 2005 roku! Trochę się ustatkował i wciąż ma nieprzebraną rzeszę fanów!

Teraz na poważne areny golfowe wkracza jego syn John Patrick Daly II, zwany pieszczotliwie „Little John”. Kiedy na niego spojrzymy widać od razu, że to cały tatuś!

W ostatni weekend, w ekscytującym stylu, jako bojowy 14-latek zwyciężył on w IJGA Invitational, w Harbour Town. Będąc dopiero pierwszy rok w szkole średniej, po rundach 79 i 73 wskoczył do pięcioosobowej dogrywki, którą wygrał od razu na pierwszym dołku. Wygraną zapewnił mu fantastyczny birdie, po którym zaprezentował gest zwycięstwa, dość przypominający ten wykonywany kiedyś przez swojego protoplastę.

John Daly II zwyciężył w 36 osobowej stawce graczy, którzy rekrutowali się z ponad dwunastu krajów, a żaden inny zawodnik z rocznika Johna nie ukończył turnieju nawet w najlepszej trzydziestce!

Little John wygląda przy tym na niezłego twardziela. Turniej rozgrywany był w raczej rześkich temperaturach, a Jaś wyróżniał się tam nie tylko świetną grą, bardzo kolorowymi szortami, ale również krótkim rękawkiem, pośród mocno zimowo odzianej reszty graczy.

W czerwcu dla odmiany zasłynął jako pierwszy gracz, który zagrał hole in one w turnieju juniorskim! Trzynastoletni wówczas Mały Jasiu popisał się tym wyczynem podczas  Stacy Lewis All-Star Invitational, rozgrywanym w rodzinnym Fayetteville w stanie Arkansas.

Swojego pierwszego asa zagrał 5 iron, ze 170 metrów!

O odległościach na jakie posyła piłki Mały John jest już głośno. Dumny tata chwalił się swego czasu, że jego syn, wówczas  trzynastoletni i legitymujący się handicapem 5, uderza driverem na 215-225 metrów! Trudno jednak, żeby było inaczej. Przecież to pierworodny syn człowieka zwanego „Long John”!

Obaj grają daleko i noszą bardzo kolorowe spodnie. Mały John (na szczęście) nie ma jednak tak długiego swingu jak tatuś. Zapytany czy nie jest rozczarowany, że swing juniora nie jest wierną kopią jego uderzenia, John Daly odparł: „Szczerze powiedziawszy jest akurat odwrotnie. Junior ma naprawdę dobry swing.”

W 2016 roku duet John/Little John zajął dzieloną ósmą pozycję w jak najbardziej poważnym, rozgrywanym na poważne pieniądze turnieju PNC Father Son Challenge, w którym wystąpiło 20 zespołów, na których czele stali naprawdę słynni ojcowie. Zwyciężył wtedy zespół Davida Duvala, przed „Funkami” i „Goosenami”.

W tym roku „Long John” i „Little John” znowu powalczą w PNC Father Son Challenge, który rozegrany zostanie w ten weekend w Orlando.

Sądząc po obecnej formie Małego Jasia, turniej spokojnie może paść łupem panów Daly.

 

Napisała: Katarzynka

Golfowe Newsy
Partnerzy oficjalni