Adrian Meronk – co naprawdę wydarzyło się w Leopard Creek
Adrian Meronk dostarczył polskim kibicom niezwykłych emocji, zajmując drugie miejsce w Alfred Dunhill Championship i prowadząc lub współprowadząc po każdej z trzech pierwszych rund turnieju. Wiele się wydarzyło podczas czterech dni w Leopard Creek Country Club. Nasza redakcja postanowiła dowiedzieć się na ten temat nieco więcej. Zapraszamy na telefoniczny wywiad definitywny.
Ranking Olimpijski TUTAJ
Adrian. Gratulacje. Drugie miejsce na European Tour w pierwszym sezonie gry. To Twój najlepszy dotychczasowy występ. Dostarczyłeś wielkich emocji kibicom w Polsce. Pokazywano Cię od szóstego dołka drugiej rundy, całą trzecią i finałową. To coś zupełnie nowego dla polskiego golfa. Wszędzie o Tobie pisano. Wreszcie poznał Cię świat. Jak się z tym wszystkim czujesz?
Dziękuję. Czuję się dobrze. Taki jest plan, żeby grać jak najlepiej, żeby świat mnie poznał. I już. Idziemy dalej. W końcu coś pykło.
Czyli zgodnie z planem.
Tak. Jakoś mnie to nie szokuje, bo czułem, że dobrze gram, więc musiało to w końcu zadziałać. Jestem zadowolony. Wiadomo, jest lekki niedosyt, ale już to zaakceptowałem i jest ok. Idziemy dalej. Zyskałem dużo nowego doświadczenia.
Opowiedz jakie masz wrażenia po turnieju, w którym byłeś w zasadzie głównym bohaterem. Czy już trochę odpocząłeś. Czy nie masz przypadkiem za dużo wywiadów. Jak znosisz cały ten szum?
Szum to jest dobra rzecz, bo oznacza, że coś dobrego zaczęło się dziać. Oby jak najwięcej szumu. Czy odpocząłem? Jeszcze jestem trochę zmęczony. Dzisiaj grałem 18 dołków i czułem lekkie zmęczenie. Jutro zrobię sobie jakiś spokojny dzień, ale czuję się dobrze. Fajnie było być w czołówce cały czas i prowadzić w turnieju, zdobyć doświadczenie, zagrać dużo dobrych strzałów. Usłyszałem dużo dobrych słów od innych graczy i gratulacje. Czuję, że naprawdę zostałem zauważony i to jest zawsze przyjemne. Tak naprawdę to każdy kogo mijam mnie pozdrawia i gratuluje dobrego występu. Czy Pablo Larrazabal, czy Joost Luiten. Wszyscy mówią, że zagrałem dobry turniej. To jest na pewno bardzo miłe. W końcu po to gramy, żeby takie coś przeżywać.
Jak czułeś się przystępując do rundy finałowej jako lider i prowadząc lub współprowadząc po każdej rundzie? To była dla Ciebie nowa sytuacja. Na Challenge Tour tak się wcześniej nie zdarzyło. Czy czułeś większą presję niż zwykle, czy wręcz przeciwnie – dodatkowo Cię to nakręcało?
Nie czułem wielkiej presji. Każdego dnia starałem się grać to samo. Ten sam golf. Ta sama strategia. To mi w miarę wychodziło. Ostatniego dnia po prostu były trudniejsze warunki. To było trochę inne pole. Parę złych strzałów, które nie poszły po mojej myśli. Strategia była niezmienna – grać swoje. Całkiem dobrze się czułem w tym wszystkim i cieszy mnie to, że nie byłem sparaliżowany. Po prostu grałem swoją grę i z tego jestem zadowolony. Na pewno wezmę ze sobą te doświadczenia w przyszłość.
Mówiłeś po sobotniej rundzie w wywiadzie dla European Tour, że bardzo się tym wszystkim cieszyłeś, nawet na początku, kiedy nie szło Ci najlepiej. Powiedziałeś, że to była dobra zabawa grać z J.B. i kiedy on zaczął tak mocno dzień, Ty starałeś się go złapać. Wygląda, że masz bojowe podejście i po prostu cieszysz się grą.
Chodziło mi raczej o to, że byłem bardzo cierpliwy. Wiedziałem, że mogę zagrać dużo birdie na drugiej dziewiątce i tak było. Cierpliwość była kluczowa. Nie atakowałem każdej flagi, nie chciałem robić birdie za wszelką cenę. Po prostu czekałem na szansę i ta szansa przyszła na jedenastym dołku, kiedy Hansen zagrał 8, a ja birdie.
Jaki miałeś plan na niedzielę jako lider z jednym uderzeniem przewagi?
Grałem swoje. Nie atakowałem za wszelką cenę. Cały czas ten sam golf. Mądrze na środek greenu. Tak jak każdego dnia wcześniej. Wiedziałem, że w niedzielę będzie wietrznie i nie chciałem zmieniać taktyki. Plan był taki sam – grać swoje.
Prześledźmy kluczowe momenty z finału. Trzynastka, par 5. Wcześniej miałeś tam dwa birdie i w piątek niesamowitego eagla. W niedzielę był bogey. Wszystko zaczęło się od posłania piłki w lewo do wody. Zagrałeś lekkiego hooka. W sumie bardzo się nie pomyliłeś.
Miałem mocny wiatr z prawej. Piłka skręciła trochę bardziej w lewo niż myślałem. Miałem nadzieję, że zostanie, ale wtoczyła się do wody. Potem był drop i stamtąd grałem dziewiątką.
Teraz słynna i roztrząsana w Polsce czternastka. Dlaczego zdecydowaliście się na piłkę nie do zagrania? Nad Wisłą wciąż toczy się debata na ten temat. Wydaje się, że chyba mogłeś próbować grać z tego położenia. Byłeś przed chaszczami.
Mogłem próbować, ale mogło się tak skończyć, że nie trafiłbym w piłkę. Więc wiedząc, że za dużo bym raczej nie zyskał gdybym nawet ją trafił, doszliśmy do wniosku, że najlepiej będzie się 'zdropować’. Trawa zatrzymywała kij więc nie miałem raczej dobrego dostępu do piłki. Później zagrałem lekkiego 'duffa’, ale tam piłka też nie leżała dobrze i było dość miękko.
Następnie zagrałeś genialny pitch i wszystko skończyłeś jednym puttem. Na piętnastce trafiłeś birdie i pokazałeś, że walczysz dalej. Wyglądało to tak, że nie wzruszyło Cię za bardzo to co stało się na poprzednim dołku.
No tak. Grałem dalej swoje. Nie miałem wyboru.
Na szesnastce bardzo mi zaimponowałeś, grając prosto na flagę, która była tuż za wodą. To było świetne.
Szczerze mówiąc celowałem trochę bardziej w lewo, a piłka zeszła trochę w prawo.
Na siedemnastce zagrałeś 8 iron do bunkra.
8 iron? Nie. To był pitching wedge. Nie wiem skąd się wzięła ta ósemka.
No właśnie, też nie wiem. Może z transmisji. W każdym razie, super się stamtąd wybroniłeś.
Trudno było mi tam wybrać odpowiedni kij. Wiedziałem, że nie mogę zagrać za daleko i liczyłem się z tym, że być może wyląduję w tym bunkrze, ale wiedziałem, że tam będzie mi w miarę łatwo zagrać up&down.
I wreszcie dotarliśmy do punktu kulminacyjnego – demonicznej osiemnastki. Posłałeś tam taką nieprawdopodobną bombę z tee, przebijając o jakieś sto metrów Christiaana, grającego tam ironem. Byłeś chyba 148 metrów od flagi?
Coś takiego. Grałem stamtąd 140 na środek greenu.
Gap wedgem?
54 stopnie. I to był błąd! Powinienem wziąć 50 stopni.
Chciałeś zagrać na środek greenu i troszkę nie wyszło co planowałeś?
Zagrałem dobry strzał, a piłka po prostu nie doleciała. Zły kij. 50 stopni byłoby idealne, ale 50 stopni zagrałem chwilę wcześniej na szesnastce 155 metrów, więc myślałem, że z tym samym wiatrem 54 doleci. Jednak trochę się przeliczyłem.
Tam zabrakło może metra. Piłka odbiła się od kamieni.
Właśnie nie wiem, czy ona nawet nie odbiła się do przodu.
W tym momencie złapałeś się za głowę – to było piękne.
Piękne? Nie wiem, czy takie piękne.
Chodzi mi bardziej o to, że było poetyckie, autentyczne, dramatyczne i bardzo emocjonalne. W tym sensie piękne. O czym myślałeś w tym momencie?
Byłem wtedy po prostu zły. To nie był zły strzał tylko zła decyzja. Zły dobór kija. To mnie mega zezłościło. W sumie nie wiedziałem wtedy, że Shean Crocker zagrał osiem, chwilę wcześniej na tym samym dołku. Myślałem, że jestem gdzieś w granicach trzeciego miejsca. Nie wiedziałem, że par wystarczy na drugie miejsce. Nawet kiedy byłem na greenie i puttowałem na tego para, to nie wiedziałem, że jak to trafię będę sam na drugim miejscu. W pobliżu nie było leaderboardu.
Czyli wtedy nie wiedziałeś jaka jest sytuacja. Rozumiem, nie przypuszczałam.
Nie miałem pojęcia. Dopiero potem, jak dowiedziałem się wszystkiego, byłem jeszcze bardziej zły.
No tak. A tam utopiło się spokojnie jakieś 60 tysięcy euro.
Przede wszystkim byłbym już w Dubaju, w finale i to najbardziej mnie zdenerwowało. Nerwowo było również, kiedy grałem wedge’a ze strefy dropowania. To był bardzo trudny strzał.
Nie patrzyłam na to. Po prostu nie mogłam, to był stan przedzawałowy w najczystszej postaci. Zamknęłam oczy.
I tak miałem szczęście, że piłka się tam zatrzymała. Gdybym trafił troszkę z prawej strony to jest tam inna trawa i piłka mogła odbić się znowu do wody. Szczerze mówiąc, uderzałem tego putta tylko tak, żeby za bardzo nie przebić za dołek. Gdybym wtedy wiedział, że muszę go trafić, myślę, że grałbym go bardziej agresywnie.
Właśnie tego wszystkiego chciałam się dowiedzieć od Ciebie. Intrygowało mnie, co tak naprawdę działo się na 72 dołku Alfred Dunhill Championship. Przyznaję, że mimo oglądania tego wszystkiego na żywo, tak naprawdę nie miałam pojęcia co tam się wyprawiało.
To jest dla mnie kolejne doświadczenie. Po prostu.
Myślę, że tak samo było na Challenge Tour. Dobijałeś się, dobijałeś, aż w końcu w Portugalii wyważyłeś drzwi z futryną.
Tak było.
Więc to, że nie wygrałeś, ok. To, że nie byłeś sam na drugim miejscu. Też jest ok. Jednak najcenniejsze jest to, że zebrałeś tyle doświadczenia. To zaprocentuje w przyszłości, kiedy będziesz wiedział, że byłeś już w takiej sytuacji.
Ten rok jest dla mnie głównie na zbieranie doświadczeń. Myślę, że niezależnie co by się teraz nie stało, rok i tak mogę uznać za udany. Zgromadziłem mnóstwo cennego doświadczenia i wykonałem dużo pracy. Myślę, że to przyda się w przyszłości.
Rozmawiałeś ze swoim psychologiem pomiędzy rundami?
Rozmawialiśmy przed turniejem i po nim. Cały czas robimy to samo i to działa. Mentalnie czułem się dobrze.
Kontaktowałeś się z Matthew Tipperem w trakcie turnieju, wysyłałeś mu materiały do analizy?
Tak. Matthew zazwyczaj do mnie dzwoni po każdej rundzie, albo pisze. Zawsze na początku tygodnia wysyłam mu to wszystko.
Od mediów społecznościowych odciąłeś się chyba po piątkowej rundzie?
Tak. Miałem już wtedy tyle wiadomości i dodatkowo skończyłem grać tak późno, że postanowiłem się odizolować. Nie miałem siły na to. Wiedziałem, że coś się tam dzieje, że jest ruch, ale nie sprawdzałem tego, nie odpisywałem. Generalnie staram się nie śledzić ruchu w social mediach. Może czasami, zerknę na Instagram, kiedy mnie oznaczają w relacjach, wtedy spojrzę jak to wygląda w telewizji, ale nie czytam komentarzy. Czasmi robię to dopiero po turnieju.
Opisz proszę w kilku zdaniach jak współpracuje się z Twoim nowym caddym – Stuartem. Jak się poznaliście?
O, właśnie przyszedł z jedzeniem!
Smacznego.
I tutaj w wywiadzie pojawia się dość niespodziewanie Stuart Beck
Do you want say hi to Kasia? Hi Kasia! Hi Stuart. How you doing? I’m fine. Good, good…
Słychać odgłosy krótkiej wymiany zdań z dość mocnymi akcentami szkockimi. Po chwili panowie się pożegnali i szkocki caddy wrócił do swojego pokoju.
Stuart wiedział dokładnie kiedy przyjść, idealnie w momencie, kiedy o niego zapytałam. Dobre.
Tak – (śmiech). Dobrze nam się współpracuje. Dobrze się rozumiemy. Jest dosyć luźny. Wie o co w tym wszystkim chodzi. Mocno się stara i ciężko pracuje. Jest dobrym caddym, więc myślę, że będziemy współpracować też od początku przyszłego roku.
Jak go poznałeś?
Stuart pracował wcześniej przez rok dla Kanadyjczyka Aarona Cockerilla, który potem wziął na jego miejsce swoją dziewczynę. Stuart był wolny i ja też, ponieważ Pietro musiał iść do szkoły. Szukałem kogoś na grę w Szkocji i tak właśnie się znaleźliśmy i zaczęliśmy działać razem.
Dlaczego on przestał pracować z Aaronem?
Chodziło o Covid i obostrzenia. Aaron stwierdził, że w sytuacji pandemii najlepiej będzie mu się podróżować z dziewczyną.
Po krótkiej wizycie Stuarta rozumiem, że nie mieszkacie razem w hotelu.
Nie. On mieszka z innymi caddym, a ja sam.
Jak grało Ci się w rundzie finałowej z Christiaanem Bezuidenhoutem i 19-letnim Jaydenem Schaperem?
Dobrze. Za dużo jednak nie rozmawialiśmy, ponieważ sytuacja w finale była dość napięta. Tak naprawdę dopiero na drugiej dziewiątce wymieniliśmy kilka zdań, ale bez wielkich konwersacji.
A kogo najlepiej wspominasz z tych, z którymi grałeś w tym turnieju?
Najlepiej grało mi się z Michaelem Hollickiem z RPA i jego dziewczyną – Ginette, przez pierwsze dwa dni. Byli bardzo sympatyczni.
W transmisji widać było jak śmiejecie się z czegoś z Ginette w drugiej rundzie.
Tak pamiętam, trafiłem tam wtedy eagla i ona powiedziała, że muszę ją tego nauczyć.
Dzisiaj grałeś rundę treningową w Gary Player Country Club. Proszę opisz to pole.
Zagrałem osiemnaście dołków. To wymagające, bardzo trudne pole. Jest bardzo wąskie, długie, z małymi greenami i dość gęstym roughem. Więc będzie ciekawie. Grałem tam po raz pierwszy.
W tym momencie dostarczono pranie…
Adrian. Nie chcę już dłużej Cię zagadywać. Bardzo dziękuję za wywiad i życzę powodzenia. W kontakcie.
Dziękuję.
***
Stuart napisał swoje przemyślenia po turnieju.
Podsumowując, to był udany tydzień i fantastyczny występ. Adrian na pewno będzie trochę rozczarowany ostatnimi dziewięcioma dołkami, ale uważam, że powinien być dumny i wyciągnąć jak najwięcej pozytywów z całego tygodnia. Grał świetnie i dobrze radził sobie w wielu trudnych sytuacjach. Przez cały czas był cierpliwy i trzymał się swojego planu gry, szczególnie w rundzie finałowej – jak z rollercoastera. Byłem bardzo dumny z jego występu i tego jak kontrolował swoje emocje. Z osobistego punktu widzenia, myślę, że obaj się dużo nauczyliśmy. Było dużo wzlotów i upadków, ale taki jest golf. Dostałem mnóstwo wiadomości od przyjaciół z całego świata i to było fantastyczne. Po dotarciu do Cun City, najwięcej radości dały mi gratulacje innych caddych i graczy, z których wielu do tej pory nie znałem. To doświadczenie spowodowało, że jestem jeszcze bardziej głodny sukcesu.
***
Rozmawiali: Adrian Meronk, Stuart Beck i Kasia Nieciak
Podsumowanie turnieju: Stuart Beck
Zdjęcia: Team Meronk
Film: Stuart Beck
Napisała: Kasia Nieciak
Relacja dzień po dniu jest TUTAJ
WYNIKI TUTAJ
Ranking Olimpijski TUTAJ
Filmy z Adrianem znajdziemy poniżej.