Hunter Mahan, THE PLAYERS, TPC Sawgrass Stadium Course. 11.05 2012. EPA/TANNEN MAURY Dostawca: PAP/EPA.

Hunter Mahan – niełatwe powroty.

Wszyscy pamiętamy tamtą słynną i bardzo bolesną próbę uderzenia na 17. green walijskiego pola Celtic Manor. Remisując 13.5 – 13.5 Europa desperacko potrzebowała całego punktu, żeby odebrać Puchar Rydera z rąk Amerykanów, którzy zwyciężyli dwa lata temu w Valhalla. Amerykanom wystarczyłby remis w ostatnim meczu, a Europa potrzebowała wygranej. Na placu boju pozostali tylko dwaj gracze, na których barkach spoczywał potężny ciężar. Wzbudzając prawdziwe szaleństwo rozgorączkowanej publiczności, pojedynkowali się ze sobą: Hunter Mahan i Graeme McDowell.

Po szesnastce McDowell prowadził dwoma dołkami, więc Mahan musiał zwyciężyć na dwóch kolejnych. Teraz przygotowywał się do wykonania dość łatwo wyglądającego chipa, mając kilkanaście metrów do flagi. Zamiast zagrać pod samą flagę, zagrał klasyczną i soczystą „żabkę”, która odbiła się niemrawo na kilka metrów i nawet nie miała zamiaru wtoczyć się na green. Po nieudanej próbie trafienia na birdie McDowella, Mahan mógł jeszcze wygrać ten dołek, trafiając sprzed greenu. Tak się jednak nie stało i Europa mogła świętować niesamowite zwycięstwo.

Po tamtych wydarzeniach Hunter naprawdę się rozkleił, obwiniając siebie za przegraną całej drużyny. Graeme  został bohaterem, a Hunter czuł się winny  porażki. Od tamtej pory, tamta przegrana na zawsze będzie kojarzyć się z owym nieszczęsnym „duffem” i jego egzekutorem.

Oczywiście to nie jedyna tego typu sytuacja w historii golfa. Tak naprawdę, takich bolesnych „zadławień” było naprawdę sporo.

Słynny jest chociażby 72. dołek, szalonego Francuza – Jeana Van de Velde, podczas The Open w Carnoustie, w 1999 roku, gdzie roztrwonił on trzypunktową przewagę, cudem dostając się do dogrywki, którą oczywiście przegrał!

Klasykiem jest spudłowanie putta z 90 centymetrów, przez Dougha Sandersa, podczas The Open w 1970 roku, który potrzebował wtedy aż 4. uderzeń na ostatnich 70. metrach pola Old Course, w St. Andrews. Gdyby trafił tamten nieszczęsny putt, nie doszłoby do 18-dokowej dogrywki z Jackiem Nicklausem, którą, czego nie trudno się domyślić, przegrał.

Na kartach historii zapisał się też klasyczny „choke” Bernharda Langera na ostatnim dołku Ryder Cup, w Kiawah Island, w 1991 roku. Niemiec nie trafił wtedy półtora metrowego putta, czym spektakularnie oddał zwycięstwo Amerykanom!

Hunter, choć chwilkę musiało to potrwać, podobnie jak wielu innych przed nim, podniósł się po ciosie. Do zdobytych trzech tytułów PGA TOUR, przed owym pamiętnym Ryder Cup, w 2012 roku dorzucił dwa kolejne, a w 2014 świętował swoje największe zwycięstwo, podczas The Barclays – pierwszego z czterech turniejów  FedEx Cup PlayOffs.

Później coś się z nim stało. Kiedyś czwarty golfista świata, uczestnik trzech Ryder Cup i czterech Presidents Cup zaczął pikować. Rozpoczynając rok 2015, znajdował się na 23. pozycji w Rankingu Światowym, a kiedy rok się kończył, był 68. Rok 2016 zakończył już na 419 miejscu, a 2017 na 641! W obu tych latach zaliczył po 16 nieprzebrniętych cutów i ani jednego miejsca w najlepszej dziesiątce!

Spektakularny upadek.

W czerwcu 2016 roku, kiedy zajmował pozycje 143 w Rankingu Światowym tłumaczył, że ma problemy z odnalezieniem swojego swingu. Poza tym, sprawy rodzinne – z dwójką małych dzieci i żoną spodziewającą się wówczas ich trzeciej pociechy – w tamtym momencie również delikatnie stanęły na głowie: „ Dla twojej psychiki, lepiej jest radzić sobie z jedną rzeczą na raz. Myślę, że to wszystko mnie przerosło i pogubiłem się w swojej grze. Mam wrażenie, że to jest prawdziwa lawina, a tymczasem tak naprawdę to jest tylko lekki podmuch śniegu. ”

Teraz, wiele wskazuje na to, że Hunter zaczyna trochę lepiej kontrolować sytuację. Podczas piątkowej rundy Corales Puntacana Resort & Club Championship, rozgrywanego na Dominikanie turnieju PGA TOUR jego (-7) wyrównało najniższą rundę dnia i z wynikiem (-13) po dwóch rundach, zajmował pozycję T6, tracąc do lidera tylko cztery uderzenia.

Mahan wyglądał znowu jak za najlepszych lat. Nie zrobił żadnego bogeya i mówił, że dobrze mu się grało. Atakował flagę i miał przy okazji dużo radości z gry: „To wspaniałe uczucie znaleźć się tutaj i grać dużo dobrego golfa. Odczuwam lekki stres, czuję się świetnie i mam wrażenie, że dobrze to wszystko znoszę.”

35-letni Amerykanin podkreśla, że w miarę upływu lat, jego organizm  nie zachowuje się już tak samo jak dawniej. W powrocie do formy pomaga mu kanadyjski psychoterapeut – dr. Craig Davis, który ma na swojej liście ośmiu graczy PGA TOUR.

Nie tylko psychika wymaga pracy. Jego swingiem zajmuje się z kolei Chris O’Connell, z którym współpracuje już 8 miesięcy. Chris po prostu stara się wydobyć to co było najlepsze w jego zamachu, nie próbując wywracać wszystkiego do góry nogami: „ Ostatnio spędził on ze mną bardzo dużo czasu i dobrze się przy tym bawiliśmy. Podoba mu się to co robiłem przedtem, więc niczego nie odkrywamy na nowo. Poznajemy moje golfowe DNA i na tym głównie się skupiamy.”

Sobotnia runda nie poszła wyśmienicie.  Trudno jednak mówić o dobrej rundzie, zaczynając walkę od siódemki na pierwszym dołku. Hunter zakończył rundę w 76 uderzeniach, spadając z pozycji T6 na T28. W niedzielę, mimo dobrej rundy 71, spadł ostatecznie na dzielone 35 miejsce. To i tak najlepsze dotychczasowe miejsce w tym sezonie. Dotychczas plasował się na pozycjach T42 w CareerBuilder Challenge i T69 w Farmers Insurance Open, a po nich trzy razy z rzędu nie przechodził przez cut.

Takie zakończenie występu na Dominikanie na pewno nie jest takie jak to sobie wymarzył, zwłaszcza po świetnych dwóch pierwszych rundach. Tendencja jednak wydaje się dobra. Nie jest łatwo wracać na szczyt!

 

Jak potoczą się jego dalsze losy? Przekonamy się już wkrótce!

 

 

 

Napisała: Kasia Nieciak

Golfowe Newsy
Partnerzy oficjalni