Kuba Dymecki

Dymek o sobie

Kuba Dymecki jest piekielnie uzdolnionym 22-latkiem, wychowankiem Tokary Golf Club i posiadaczem imponującej kolekcji trofeów. W 2015 roku, jako szesnastoletni śmiałek, z wynikiem -6 zwyciężył w klasyfikacji generalnej najstarszego zawodowego turnieju w Polsce – Szczecin Open, wyprzedzając jednym uderzeniem Kubę „Ossę” Ossowskiego.

 

Wiadomość z ostatniej chwili:

 

 

Jako 12-latek po raz pierwszy posiadł jednocyfrowy handicap, trzy lata później wszedł w rejony niedościgłe dla przygniatającej większości golfistów – śrubując swój handicap do poziomu z plusem z przodu. Teraz jest to dokładnie +1,6.

 

Postanowiliśmy dowiedzieć się od niego nieco więcej o nim samym. Stosowną opinię od serca o wychowanku wystosował również jego  pierwszy trener PGA PolskaWacław Laszkiewicz.

Zapraszamy do lektury.

 

Do gry w golfa zachęcił mnie mój tata Darek, do tej pory jest to dla nas forma spędzania wspólnie czasu. Dwa lata później wygrałem pierwszy turniej juniorski. Po nauce podstaw od taty, pod swoje skrzydła wziął mnie trener Wacław Laszkiewicz i do tej pory jest on obecny w moim życiu golfowym.

 

 

Duże znaczenie w moim rozwoju miała rywalizacja podczas treningów z innymi juniorami z Tokary Golf Club, w szczególności z Filipem Kowalskim. Wspólne wyjazdy na turnieje i treningi sprawiały, że golf był dużo więcej niż sportem, ale także zabawą i miło spędzonym czasem z kolegami. Z zawodnikami, z którymi trenowałem jako junior, dalej utrzymuję kontakt i zawsze możemy porozmawiać o golfie, ale i na każdy inny temat.

W 2012 roku zostałem powołany do Kadry Narodowej, w której jestem do dnia dzisiejszego. Był to kluczowy moment dla mojej kariery sportowej, wtedy zacząłem traktować golfa na poważnie. Pod okiem ówczesnych trenerów kadry – Michaela O’Briena i Filipa Naglaka nauczyłem się systematyczności, wielu aspektów technicznych oraz jak wielkie znaczenie ma gra mentalna i przygotowanie fizyczne.

 

 

Za swoje największe sukcesy uważam zwycięstwo w turnieju Szczecin Open i Międzynarodowych Mistrzostw Polski Juniorów, w 2015 roku oraz ósme miejsce w Drużynowych Mistrzostwach Świata w Meksyku, u boku Adriana Meronka i Mateusza Gradeckiego.

 

 

Wyjazd starszych zawodników z kadry na studia do USA zmotywował mnie do pójścia w ich ślady. W 2018 podpisałem kontrakt z William Woods University w Fulton, Missouri. Aktualnie jestem w trakcie trzeciego roku studiów. Po tylu latach spędzonych w kadrze, byłem przyzwyczajony do jednego stylu nauczania, na każdym zgrupowaniu widziałem się z dobrymi znajomymi, których znałem od długiego czasu. Wyjazd na uczelnie był dla mnie zderzeniem z inną rzeczywistością. Każda napotkana przeze mnie osoba była obca, oczywiście oprócz Marysi Żrodowskiej, która uczęszcza do tej samej szkoły. Styl trenowania był inny i trudno mi było się do tego wszystkiego przystosować. Pod okiem trenerów kadry wszystko jest jasne i łatwe do zrozumienia. Komunikacja była bardzo dobra, co sprawiało, że trening był dużo bardziej wydajny. W Stanach wygląda to zupełnie inaczej.

 

 

Sam fakt, że nie otaczała mnie żadna bliska osoba, jest czymś do czego trudno mi było się przystosować. Początki były trudne, co wpłynęło na moją formę golfową. Nie czułem się komfortowo, dlatego też moje treningi nie były tak efektywne jakbym chciał. Do tego wszystkiego trzeba było się przyzwyczaić, co udało mi się dopiero po roku.

Mój dzień na uczelni zaczyna się dość wcześnie, gdyż w sezonie mamy pięć razy w tygodniu poranne treningi na siłowni. Są one zróżnicowane i duży nacisk jest nakładany na mobilność i rozciąganie. Później jest śniadanie i parę godzin zajęć. Po nauce udaję się jak najszybciej na pole golfowe, gdzie gramy praktycznie codziennie w formach kwalifikacji. Jest zdecydowanie mniejszy nacisk od trenera na trening techniczny, niż ten który mieliśmy w kadrze. Dla trenera uczelnianego liczą się wyniki jakie osiągamy na kwalifikacjach, które decydują o tym kto „załapie się” na zawody. Po powrocie z pola mamy już czas wolny, który najczęściej wykorzystuję na odrabianie prac domowych, robienie projektów i rozmowę na FaceTime z rodziną i dziewczyną – Tysią. W późniejszych godzinach często udaję się do naszego indoor facility, gdzie szlifuję technikę na flightscope i spędzam czas ze znajomymi, równocześnie trenując.

 

 

Ten sezon zdecydowanie zaliczam do udanych. Niestety przez pandemię rywalizacja w Stanach została zawieszona i wróciłem do Polski, gdzie na szczęście mogłem zagrać wiele zawodów, na których dobrze sobie radziłem. Był to dla mnie „srebrny” sezon, zdobyłem wicemistrzostwo Polski match play, 19-30 i w Międzynarodowych Mistrzostwach Polski Mężczyzn. Wygrywając również mistrzostwa regionu północnego. Wisienką na torcie było nasze zwycięstwo w turnieju European Team Shield Championship, w Bułgarii. Było to idealne podsumowanie mojego sezonu. Grałem bardzo stabilnie i naprawdę cieszyłem się golfem.

 

Wacław Laszkiewicz z kolei tak wspomina swojego piekielnie zdolnego ucznia:

 

Pamiętam ten moment kiedy 12-13 lat temu podeszło do mnie dwóch „Smyków”, niewiele wyższych od mojego drivera i zapytało, czy mogą „trenować golfa”? Byli to Kuba Dymecki i Filip Kowalski. W tym czasie prowadziłem już Michała Karczmarczyka, który dostał się do Kadry Narodowej, więc chłopaki miały już porządny wzorzec zawodnika golfisty. 

 

 

 

Obaj wykazywali od początku ogromną determinację w treningach, a Kuba dodatkowo imponował znakomitą dynamiką, ale też precyzją, szczególnie podczas krótkiej gry. Bardzo się denerwował, kiedy próba się nie udawała, ale skrzętnie starał się to ukrywać. Jego „maską” był bardzo poważny wyraz twarzy.

Od początku jego treningów widziałem kapitalną więź z ojcem i to również na bazie rywalizacji sportowej. To na pewno miało wpływ na jego szybkie postępy w grze. Poza tym, oprócz niewątpliwego talentu, był… i jest bardzo pracowity. 

 

Znakomicie współpracował w grupie, co było bardzo ważne dla mnie, bo tworzyliśmy właśnie drużynę klubową. Miał zawsze swoje zdanie i był uparty, ale te cechy uważam za pozytywne w pracy z zawodnikiem. Bardzo często jeździliśmy do Mike’a O’Briena, kiedy był on trenerem Kadry Narodowej, a w Sobieniach funkcjonował Ośrodek Szkolenia PZG. Tam tworzyły się takie prawdziwe więzi drużynowe, a Kuba czuł się już liderem.

Dzięki wspólnej z ojcem pasji golfowej wciągnęli do uprawiania golfa mamę i ciotkę – siostrę ojca, które do dzisiaj są znakomitymi  zawodniczkami, a ciotka Dorota jest wielką fanką swojego bratanka! Kiedy Kuba startował miałem… „przekichane”, ponieważ co pięć  minut odzywał się telefon od Doroty ze stałym podekscytowanym zapytaniem: „No i jak… ???”

 

 

Bardzo dobrze zapamiętałem okres ścisłej współpracy z Kubą, a obecnie jestem dumny z jego postępów i w grze i na uczelni w Stanach… i z jego nareszcie częstszego uśmiechu na twarzy. Czyżby sprawiła to pewna osoba, której obecność tak dobrze na niego wpływa…?

Brawo Kuba!!!

 

Tekst powstał dzięki wzorowej współpracy z Kubą Dymeckim i Wacławem Laszkiewiczem.

Zdjęcia: Kuba Dymecki i Wacław Laszkiewicz

Pomysł i realizacja: Kasia Nieciak

 

Polecamy również: WYWIAD

Golfowe Newsy
Partnerzy oficjalni