Marc Leishman. 119th US Open Championship. Pebble Beach Golf Links. June 2019. EPA/ETIENNE LAURENT Dostawca: PAP/EPA.

Australijczycy wygrywają w Dniu Australii

W niedzielę obchodzony był Dzień Australii. Właśnie wtedy na dwóch największych arenach golfowych nie mieli sobie równych dwaj Australijczycy. Lucas Herbert w Dubaju zdobył swoje pierwsze trofeum European Tour, a Marc Leishman w San Diego zwyciężył po raz piąty na PGA Tour.

 

 

24-letni Lucas Herbert, 223 gracz w Rankingu Światowym, przystępując do rundy finałowej, znajdował się sześć uderzeń za liderem, Chińczykiem Ashun Wu, 366 w tym samym rankingu. Raczej niewiele wskazywało na to, że Lucas stanie się głównym bohaterem zmagań w Emirates Golf Club. Stało się jednak inaczej. Australijczyk zagrał 68 uderzeń, swoją najlepszą rundę w tym turnieju, a Chińczyk spadł dramatycznie w klasyfikacji, zaliczając rezultat 77, gorszy o dziesięć uderzeń od tego co wyczarował w sobotę.

Okazało się, że runda dnia 68 wystarczyła jednak tylko do dogrywki, ponieważ Południowoafrykańczyk Christiaan Bezuidenhout również wyrównał ten rezultat, uzyskując po czterech dniach rywalizacji identyczny wynik, dziewięć uderzeń poniżej par. Zmagania zakończyły się dopiero na drugim dołku play- off, na odwiedzanej tego dnia po raz trzeci z rzędu osiemnastce. Tym razem Herbert zaliczył tam birdie, a Bezuidenhout para.

Jeszcze chwilę wcześniej, na pierwszym dołku dogrywki, obaj gracze uzyskali pięć uderzeń. Nie było to jednak wcale nudne widowisko. Herbert atakując woodem na par 5, zagrał coś co sam określił jako najgorsze uderzenie w swoim życiu, trafiając zamiast na green, na sam środek jeziora, znajdującego się przed nim. Dostał karę jednego uderzenia, a następnie zagrał bajeczne uderzenie pod flagę i zdołał zremisować!

 

 

To zwycięstwo, oprócz prawie pół miliona Euro nagrody, dało mu również awans do czołowej osiemdziesiątki Rankingu Światowego oraz przepustkę na European Tour, ważną do końca roku 2022. Oto jak skomentował to mistrz ciętej riposty:

 

https://twitter.com/EuropeanTour/status/1221451435990310912?s=20

 

Tytułu mistrza Omega Dubai Desert Classic bronił Bryson DeChambeau, który spisywał się świetnie aż do rundy finałowej, plasując się po trzech dniach na dzielonym miejscu drugim, z dwoma uderzeniami straty do lidera, razem z Bezuidenhoutem, Lewisem i Kitayamą. Ostatni dzień był jednak dla niego pasmem niepowodzeń. Bryson dostał ostrzeżenie o wolnej grze, zanotował same bogey’e na ostatnich czterech dołkach i po rundzie 76, spadł na miejsce T8.

 

***

 

Marc Leishman po ponad dwóch dekadach starań i dwóch drugich miejscach, wreszcie zwyciężył w Farmers Insurance Open! Dokonał tego w imponującym stylu, wyrównując rezultatem 65 najniższy wynik rundy finałowej zwycięzcy, od czasu pierwszej renowacji pola Torrey Pines, przed 2001 US Open.

36-letni weteran, 28 w Rankingu Światowym przystępował do niedzielnej rozgrywki, tracąc cztery uderzenia do Jona Rahma, który jednak roztrwonił całą przewagę już na pięciu pierwszych dołkach, notując tam dwa bogeye i doubla. Na drugiej dziewiątce Hiszpan wziął się do pracy, grając ostatnie sześć dołków na (-5), kończąc drugą dziewiątkę w 31, a cały dzień w 70 uderzeniach.

Rahmbo mógł jeszcze wywalczyć dogrywkę, gdyby tylko udało mu się zagrać eagla na ostatnim dołku. Popisał się bajecznym strzałem, lądując po zagraniu woodem na końcu greenu, 18 metrów od dołka. Było to prawie dokładnie w tym samym miejscu, gdzie trzy lata temu, kiedy trafił putt dający mu pierwszą wygraną PGA Tour. Tym razem się nie udało, piłka zatrzymała się przed dołkiem, a Jon musiał zadowolić się drugą pozycją w klasyfikacji.

Wielki udział w zwycięstwie Australijczyka miał niewątpliwie jego niezawodny putter. Marc był liderem w najważniejszej statystyce puttowania, zyskując na greenach ponad osiem uderzeń (+8.031), w tym ponad cztery (+4.778) w niedzielę. Jego caddy – Matty Kelly, który współpracuje z nim od początku zawodowej kariery, dorastając też w tym samym miasteczku, określił popisy swojego przyjaciela jako najlepszy putting w całej karierze.

W tym tygodniu Rory McIlroy mógł zostać numerem jeden na świecie. Wystarczyło tylko wygrać na Torrey Pines. W niedzielę sprawy przybrały jednak bardzo szybko zły obrót, po tym jak Rors stracił trzy uderzenia na pierwszych czterech dołkach. Na następnych pięciu zaczął odrabiać straty, zaliczając trzy birdie i eagla, by ostatecznie zakończyć turniej na dzielonym razem z Brandtem Snedekerem miejscu trzecim, tracąc do zwycięzcy trzy uderzenia.

Po 54 dołkach Tiger Woods tracił do Rahma pięć punktów. Finałowa runda ukończona w 70 uderzeniach, uplasowała go na dzielonej z pięcioma graczami pozycji dziewiątej, ze stratą sześciu uderzeń do Leishmana. Na drugim dołku miało miejsce raczej rzadko spotykane zdarzenie, kiedy zagrana przez Tigera piłka wylądowała na greenie, wpadła do dołka i… z niego wyskoczyła.

 

 

Wieczorem wszystkie wydarzenia zostały jednak przyćmione przez wiadomość o śmierci Kobe Bryanta. Pięciokrotny Mistrza NBA zginął w katastrofie śmigłowca, wraz ze swoją 13-letnią córką Gianną i siódemką przyjaciół.

Joe la Cava poinformował Tigera o wszystkim zaraz po zakończeniu gry. Kobe i Tiger byli przyjaciółmi mniej więcej od czasu rozpoczęcia ich profesjonalnych karier, często wspólnie trenując i spotykając się. Tiger był zszokowany śmiercią przyjaciela: „Dobrze wiemy, że życie jest bardzo kruche. Możemy odejść w każdym momencie i musimy doceniać każdą chwilę, którą mamy.”

 

 

 

Napisała: Kasia Nieciak

GOLF NA ŚWIECIE
Partnerzy oficjalni